×

Żółwie tempo MPK / DP

Żółwie tempo MPK / DP

dziennik_polski_

Prezes Krzysztof Gawor opowiada, że w czasie najintensywniejszych opadów śniegu nie było praktycznie dnia, żeby przynajmniej jednego pojazdu MPK nie trzeba było wyciągać z rowu

Obrazek sprzed kilku tygodni. Przystanek MPK gdzieś między Brzeskiem a Borzęcinem. Grupka ludzi nerwowo spoglądających na zegarki oczekuje przyjazdu autobusu, który powinien się pojawić już 40 minut wcześniej. Oczekujący są zdezorientowani – A może autobus przejeżdżał nieco wcześniej? Nie, to niemożliwe. Przy takiej ślizgawicy? Prezes MPK odebrał dziesiątki telefonów od podenerwowanych pasażerów skarżących się na nagminne opóźnienia autobusów. Zdaniem prezesa, winę za taki stan rzeczy ponoszą służby podległe staroście brzeskiemu. Kierowcy autobusów w trosce o bezpieczeństwo swoje i pasażerów oraz w obawie o uszkodzenie pojazdu, dostosowywali prędkość do panujących warunków drogowych. Mimo to w Sterkowcu doszło do wypadku, w wyniku którego 5 podróżnych zostało rannych a autobus MPK nadaje się już tylko do kasacji.

Kierowca autobusu zjeżdżał powoli z górki. Kilkunastocentymetrowe koleiny pokryte gładzią lodową znacznie utrudniały prawidłowe manewrowanie pojazdem. Z przeciwnej strony nadjeżdżał prywatny autobus. Mimo usilnych prób bezpiecznego wyminięcia się, podjętych przez obu kierowców, doszło do zderzenia. Oba autobusy zostały mocno uszkodzone, ten z MPK może być już tylko skasowany. Do tego pięć osób rannych. Rzeczoznawcy nie wypowiedzieli się jeszcze w kwestii, kto ponosi winę za ten wypadek. Prezes MPK Krzysztof Gawor nie wini swojego kierowcy, winnych radzi szukać wśród pracowników służb odpowiedzialnych za zimowe utrzymanie dróg, podległych starostwu. – Nie moją rzeczą ustalać, który kierowca doprowadził do wypadku. Nasz kierowca robił, co mógł, żeby bezpiecznie zjechać z góry. W pewnym momencie nasz autobus został uderzony w bok. Daleki też jestem od szukania winy po stronie drugiego kierowcy. Gdyby drogi były odpowiednio utrzymane, do wypadku by nie doszło – wyjaśnia Gawor, który niemal natychmiast po wypadku wystosował pismo w sprawie zwrotu kosztów strat, jakie MPK poniosło w wyniku tego zdarzenia. Niewykluczone, że sprawa znajdzie swój epilog w sądzie. Niebawem rzeczoznawca dokona wyceny autobusu nadającego się już tylko do kasacji.

W miniony piątek w siedzibie starostwa brzeskiego odbyła się konferencja podsumowująca akcje odśnieżania dróg podczas pierwszych dni stycznia. Zdaniem władz starostwa wszystkie drogi na terenie powiatu były przejezdne. – Teoretycznie tak, były przejezdne – zgadza się prezes Gawor. – Osobną kwestię stanowi jednak ich stan. Uważam, że nasi kierowcy byli narażeni na duże niebezpieczeństwo. Ścisłe trzymanie się rozkładów jazdy było niemożliwe. Stąd opóźnienia na wszystkich liniach. Najgorsze warunki panowały na drogach powiatowych, szczególnie na trasie Brzesko-Borzęcin. Nie z naszej winy musimy teraz wysłuchiwać słusznych przecież pretensji zgłaszanych przez naszych pasażerów. Najgorsze jest to, że adresat jest nie ten.

Prezes Krzysztof Gawor opowiada też, że w czasie najintensywniejszych opadów śniegu nie było praktycznie dnia, żeby przynajmniej jednego pojazdu MPK nie trzeba było wyciągać z rowu. – I nie było to bynajmniej przyczyną brawury kierowców. Oni mieli na uwadze bezpieczeństwo naszych pasażerów i dbałość o powierzony sprzęt. Wracając do tego nieszczęsnego wypadku, pojazd uczestniczący w zdarzeniu kilka dni wcześniej przeszedł badania techniczne. Niesprawność pojazdu także więc nie wchodzi w rachubę – mówi prezes.

Wzajemnych pretensji związanych z zimowym utrzymaniem dróg jest znacznie więcej. Do tej sprawy będziemy jeszcze powracać.


Zofia Sitarz
Materiał z internetowego archiwum Dziennika Polskiego

22 stycznia 2002